czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 8- "Amicus optima vitae possesio- Przyjaciel najcenniejszym skarbem"

Pansy
Z tego co moja bliźniaczka wypiszczała mi z radością do ucha, zrozumiałam tylko, że coś się stało w salonie. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i po prostu udałam się do wspomnianego pomieszczenia, gdyż Herm i tak nie dałaby mi dalej spać.

Kiedy weszłam do pokoju moim oczom ukazał się przedziwny widok. Na kanapie leżał Blaise obejmujący Ginny, która wtulała się w jego tors. Oboje byli uśmiechnięci i pomalowani w dziwny sposób.
Spojrzałam na siostrę, która przywołała aparat fotograficzny i właśnie robiła zakochańcom zdjęcie. Uśmiechnęłam się i pochyliłam nad nimi.
 - POBUDECZKA!- wydarłam się na cały głos. Ruda poderwała się i uderzyła z rozpędem czołem w moje czoło. Poczułam ból, jednak sytuacja była tak zabawna, że padłam na ziemię i zaczęłam się śmiać, w czym dziewczyny mi zawtórowały.
Po jakimś czasie ja i Ruda uspokoiłyśmy się i zauważyłyśmy, że Hermiona  płacze i dusi się ze śmiechu, a Blaise siedzi na kanapie i nic nie ogarnia. Moja bliźniaczka potrzebowała jeszcze dobrych pięciu minut, żeby móc coś powiedzieć.
 - Nagrałam to- oznajmiła z uśmiechem. Stłoczyliśmy się wokół niej i jak tylko zobaczyliśmy filmik, całą czwórką ponownie zaczęliśmy się śmiać jak nienormalni.
Po dwudziestu minutach rozbolały nas brzuchy, a łzy ciekły ciurkiem po policzkach. Leżeliśmy na podłodze, żeby ochłonąć. Nagle Ruda krzyknęła:
 - Makijaż! Nasze pomalowane twarze nawiązują do wieczora!- widocznie akurat nad tym się zastanawiała i muszę przyznać, że chyba trafiła w dziesiątkę.
 - Faktycznie, tylko kto nas pomalował?- zaczęła zastanawiać się Herm.
 - Pewnie Diabeł i Ruda, a teraz udają niewiniątka. Przecież to oni najpóźniej poszli spać.- wygłosiłam swoją teorię. Oczywiście wytypowana przeze mnie dwójka zaprzeczyła. Nie zdążyłam im udowodnić, że kręcą, bo do salonu wszedł Potter.
- Ał… Ratunku… - wyjęczał. Miał tak genialną minę, że wzięłam aparat od Herm i zrobiłam mu zdjęcie, a moja siostra poszła w tym czasie po eliksir dla Złotego Chłopca. 
Kiedy już kac go opuścił, Hermiona przypomniała sobie o pewnej rzeczy…
 - LUDZIE! Jutro jedziemy na obóz magiczno- mugolski! Musimy się spakować przed przyjęciem. Pociąg niby mamy wieczorem, ale znając życie wstaniemy nie wcześniej niż o 17.
 - No to na co czekamy?!- wykrzyknęła Ruda.- Chodźmy na śniadanie i zacznijmy się pakować. Mamy cztery godziny do przyjęcia.- należy wspomnieć, że była 13:30.

Ginny
W radosnych nastrojach ruszyliśmy do kuchni. Po drodze Blaise złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego, spojrzałam na  nasze dłonie i westchnęłam. Czego jeszcze chcieć od życia?
- Dzień dobry- przywitaliśmy się z dorosłymi, którzy… siadali właśnie do obiadu. Postanowiliśmy, że w takim wypadku darujemy sobie śniadanie i pomożemy im skonsumować lasagnię, którą zrobił mój nowy tato. Wszyscy byli w szoku, ale też pod wrażeniem jego kuchni. Skończyło się na tym, że musiał jeszcze jedną dorobić, bo tak nam smakowała.
Po śniadaniu, czy raczej, po obiedzie poszliśmy się pakować.
Ja, Herm i Pansy szybko poskładałyśmy swoje rzeczy do walizek, po czym udałyśmy się na taras, aby porozmawiać. 
 - Okej, Ginny, opowiadaj co się wydarzyło w nocy pomiędzy Tobą a Blaisem.- wypaliła Hermiona prostu z mostu, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
 - Było cudownie.- uśmiechnęłam się i opowiedziałam im wszystko.
 - Iiiiiiiii!!!- pisnęła Pansy i uściskała mnie. Widać było, że cieszy się w równym stopniu co ja i Hermiona.
Później zaczęłyśmy rozmawiać na temat zbliżającego się przyjęcia i obozu. 
Przerwał nam Blaise mówiąc, że Hermionę i Pansy woła ich mama. Dziewczyny poszły, a my z Diabłem zostaliśmy sami.
- Ginny, wiem, że żadna z was nie wierzy w to, że Draco udawał nienawiść do dziewczyn, ale mogę Ci przysiąc, że to prawda. Ja wiedziałem o wszystkim od początku, widziałem jak cierpiał, szczególnie przez ostatni rok. Wierz mi, było mu naprawdę źle z tym, że musi udawać nienawiść do dziewczyn, które nic mu nie zrobiły. - powiedział patrząc mi w oczy.
 - Blaise, jest mi ciężko, ale wierzę Ci. Postaram się porozmawiać z dziewczynami i przekonać je, że nie mają powodów do obaw... Jedynym problemem jest to, że on udawał bardzo wiarygodnie.
 - Ostatni rok dawał radę tylko dzięki zaklęciom.
 - Och… to zmienia postać rzeczy. W takim razie myślę, że nie będzie tak źle. Jak wrócimy z obozu, będą pozytywnie nastawione do świata, oswoją się już z nową sytuacją i na pewno dadzą radę porozmawiać z Mal… Draco. - odparłam.
 - On jedzie z nami na obóz.
 - Naprawdę? O cholera! Chociaż… Może to lepiej… Mam nadzieję, że jakoś się zintegrujemy wszyscy. Jadą też córki mojej cioci, siostry Severusa.
 - Rozmawiałaś już nim? – spytał, przytulając mnie.
 - Jeszcze nie… - odpowiedziałam wtulając się w niego. - Trochę boję się tej rozmowy… - wyznałam.
 - Nie masz czego. Snape jest na prawdę spoko. Jeśli chcesz, zawołam go teraz, bo później nie będziecie mogli tak swobodnie pogadać. Wiesz, ludzie i w ogóle.
 - Tak, to chyba dobry pomysł. Dziękuję. - powiedziałam i chciałam pocałować go w policzek, ale Blaise miał nieco inne plany. Szybko odwrócił głowę i nasze usta się złączyły. Poczułam dreszcz radości. On jest niemożliwy- uśmiechnęłam się.
 - To ja idę, bo za godzinę zaczną się schodzić goście. - powiedział kiedy  już odsunęliśmy się od siebie - i wyszedł.
Usiadłam na krześle czując ściskanie w dołku - działo się tak zawsze kiedy się czymś stresowałam. Pierwszy raz miałam rozmawiać z Severusem od kiedy dowiedzieliśmy się, że jestem jego zaginioną przed siedemnastoma laty córką.
Usłyszałam czyjeś kroki. Drgnęłam i odwróciłam się. Snape podszedł do drugiego krzesła i usiadł naprzeciwko mnie.
 - Wiem, że to może być dla Ciebie trudne i szokujące, że Arthur nie jest Twoim biologicznym ojcem, tylko ja.- odezwał się po dość długiej chwili - Nie chcę cię popędzać, ani w żaden sposób naciskać, ale chciałbym, żebyśmy lepiej się poznali. Przez siedemnaście lat byliśmy rozdzieleni, myślę, że powinniśmy spróbować od nowa utworzyć więź jaka powinna być między córką a ojcem. Nie oczekuję, że od razu się do mnie przekonasz, doskonale zdaję sobie sprawę jak zachowywałem się w stosunku do całego świata przez ten czas. Mam tylko nadzieję, że zrozumiesz, że była to część mojej roli, w którą musiałem się wcielić. Było naprawdę ciężko. Rozumiem, że dużo się teraz dzieje w twoim życiu: Hermiona i Pansy dowiedziały się, że były adoptowane, ty nagle wczoraj dowiedziałaś się, że jesteś moją córką no i jeszcze Blaise… Wiem, że między wami coś się dzieje. Proszę Cię jednak, żebyś dała mi szansę na bycie dla ciebie jeśli nie ojcem, to choć przyjacielem.
Widziałam, że mówił prosto z serca. Zrozumiałam, że chyba właśnie odkryłam źródło pustki cały czas obecnej w moim sercu: nie znałam mego prawdziwego ojca ani matki. Od kiedy pamiętam wyobrażałam sobie co by było, gdyby Arthur i Molly nie byli moimi prawdziwymi rodzicami. Już w wieku 13 lat postanowiłam, że nie ważne kim byliby moi biologiczni rodzice, dałabym im szansę.
 - Chciałabym dowiedzieć się więcej o tobie i mojej mamie.- na te słowa Severus uśmiechnął się i zaczął opowiadać:
 - Poznałem Dianę zanim poszedłem do Hogwartu. Mieszkaliśmy niedaleko siebie i często wspólnie spędzaliśmy czas. Ciężko było mi się powstrzymać, żeby nie powiedzieć jej, że jestem czarodziejem, lecz wiedziałem, że w pod tym względem muszę zachować absolutne milczenie. Później spotkaliśmy się w szkole. Nie wyobrażasz sobie naszej wzajemnej radości kiedy okazało się, że oboje jesteśmy w Slytherynie. Przez kilka lat byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Wiele osób mówiło nam, że do siebie pasujemy, ale zawsze ich wyśmiewaliśmy. W połowie szóstej klasy uświadomiłem sobie, chociaż nie od razu, że się w niej zakochałem. Na początku siódmego roku wyznałem jej miłość. Nie wyobrażasz sobie mojego szczęścia, kiedy powiedziała „już myślałam, że nigdy tego z siebie nie wydusisz i to ja będę musiała przejąć inicjatywę”. Po szkole pobraliśmy się i przez kilka lat żyliśmy szczęśliwie. Kiedy okazało się, że Diana jest w ciąży, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Później nastąpiły mroczne czasy… Najpierw straciłem ją, niedługo później ciebie. Gdyby nie pomoc Lucjusza, Narcyzy, Jessicy i Victora do dziś siedziałbym zamknięty w domu, odcięty od ludzi. To moi przyjaciele zmobilizowali mnie do działania. Robiłem wszystko aby świat był bezpieczny, kiedy już się odnajdziesz. Tylko ta myśl mobilizowała mnie codziennie rano do wstawania. Tylko tą myślą żyłem przez ostatnie siedemnaście lat.- przygryzłam wargę próbując połapać się w targających mną emocjach. 
 - Tato, żałuję, że nie odnalazłam się wcześniej. Jak tylko dorwę tego Weasley’a, to pożałuje, że zabił mamę, a nas rozdzielił. Obiecuję ci to. - mimo łez w oczach mówiłam to z pełną determinacją. Nawet nie przypuszczałam, że potrafię być taka wściekła na kogokolwiek. Gdyby w tamtym momencie przyszło mi walczyć z samym John’em, na jego miejscu bałabym się.
 - Córeczko, cieszę się, że w ogóle cię odnalazłem.
 - Jak wrócę z obozu, może wprowadziłabym się do twojego domu?- zaproponowałam nieśmiało, prawie szeptem.
 - Naszego domu.- poprawił mnie mój tato. Przytuliłam się do niego. To wprost niemożliwe, że tak szybko się do niego przekonałam, ale w głębi duszy czułam, że robię dobrze.

Hermiona
Zauważyłam, że Ginny dogadała się ze swoim tatą. Cieszyło mnie to i miałam nadzieję, że Snape okaże się dobrym ojcem.
Kąpiąc się uznałam, że ten obóz jest świetnym pomysłem: wszyscy odpoczniemy, oswoimy się trochę, każdy ze swoją nową sytuacją oraz nabierzemy sił na podejmowanie dojrzałych decyzji, a także by sprostać kolejnym wyzwaniom jakie postawi przed nami życie. No i oczywiście cieszyłam się, że wreszcie poznam Expecto. Wiedziałam, że jest w moim wieku, chodzi do Hogwartu i jest w Slytherynie. Przeczuwałam, że w te wakacje jeszcze dużo się wydarzy.
Na razie postanowiłam skupić uwagę na przyjęciu. Znalazłam Pansy i Ginny w pokoju. Okazało się, że czekały na mnie. Miałyśmy godzinę na przygotowanie się. Rozdzieliłyśmy role: moja siostra robi fryzury, ja makijaż, a Ruda przygotowuje nam kreacje.
Kiedy malowałam Wiewiórkę, wszedł Snape z dwoma dziewczynami w naszym wieku- swoimi siostrzenicami. Przedstawił nam je i wyszedł, abyśmy same lepiej się poznały.
- Ymm… Cześć. Jestem Hermiona, ta która prawie śpi na krześle i ma czarną krechę na policzku to Ginny, córka Severusa, a tam stoi moja siostra, Pansy. Siadajcie, widzę, że wy też nie jesteście jeszcze gotowe. Ja maluję, Pan czesze, Ginny wybiera ciuchy. - te słowa same wyszły z moich ust. Maggie (szatynka) i Lyla (blondynka) na początku nie wiedziały co ze sobą zrobić. Trzeba przyznać, że nasze zachowanie nie normalne dla zwykłych ludzi (dla nas jak najbardziej): w tle leciały na przemian piosenki Beatles’ów i Linkin Park, Pansy wyczyniała dziwne rzeczy z moimi włosami, a Ginny rzucała ciuchami na wszystkie strony.
 - LUCY IN THE SKY WITH DIAAAAMONDS!*- już po kilku minutach dziewczyny wczuły się w atmosferę i całą piątką darłyśmy się w niebogłosy. Później postanowiłyśmy się poznać. Wszystkie byłyśmy już ubrane i uczesane, a Ginny zupełnie gotowa. Ustawiłyśmy stolik, rozsiadłyśmy się wokół niego i kręcąc kremem do rąk zadawałyśmy sobie pytania. Ja w między czasie malowałam je wszystkie po kolei.
 - Ulubiony kolor?- Ginny wylosowała Maggie.
 - Fioletowy.
 - Co najbardziej lubisz robić? - padło na mnie.
 - Czytać, spotykać się ze znajomymi i biegać.
 - Jaką formę przybiera twój patronus? - spytałam Lylę.
 - Wilka.
 - Plany na przyszłość? - tym razem tubka wskazała Pansy.
 - Jak skończę Hogwart, chciałabym zostać piosenkarką.
 - Jak Miley Cyrus?
 - Wypluj to! Miałam na myśli bardziej The Beatles, Linkin Park, Metalica, Rolling Stones, Led Zeppelin, Green Day…Wiecie, robiłabym muzykę z przekazem, z uczuciem. - zaskoczyło mnie to. Nie miałam pojęcia o planach mojej siostry.
 - Dziewczyny, za pięć minut zaczyna się przyjęcie, powinnyśmy iść do salonu.- Maggie i ja nagle zdałyśmy sobie sprawę z upływu czasu.

Lyla Snape
Dość szybko polubiłam Ginny, Pansy i Hermionę. Były bardzo miłe, widać było, że łączyła je prawdziwa przyjaźń, ale serdecznie przyjęły nas do swojego grona.
Mam nadzieję, że na przyjęciu i na obozie zaprzyjaźnimy się i stworzymy zgraną paczkę.
Wiem, że będę się stresować idąc po raz pierwszy do Hogwartu, w końcu nikogo poza nimi nie będę tam znać. Byłoby wspaniale gdybyśmy z Maggie zdołały się z nimi zakumplować.
Moje rozmyślania przerwały Hermiona i moja siostra uświadamiając wszystkim, że zaraz zacznie się przyjęcie. Stanęłyśmy wszystkie razem przed lustrem ostatni raz spoglądając na swoje odbicia. Każda inna, a jednak każda śliczna. Wszystkie razem sprawiałyśmy wrażenie silnych kobiet, gotowych się wspierać mimo wszystko. Wtedy też  poczułyśmy, że właśnie tak będzie. Że razem damy radę przezwyciężyć wszystkie przeciwności losu. Że nic nie jest w stanie nas pokonać.
- „Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”*- niechcący zacytowałam na głos zdanie z mojej ulubionej mugolskiej książki. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyny przytaknęły mi. Czyżbyśmy wszystkie pomyślały to samo?
Po chwili otrząsnęłyśmy się i ruszyłyśmy do salonu, by przywitać się z resztą gości, a także, jak powiedziała Ginny, z Harry’m i Blaise’m. Pansy teatralnym szeptem dodała:
- Do tego drugiego radzę się nie zbliżać, bo Wiewióreczka was podrapie.
- Nie słuchajcie Pan, ona gada głupoty! Ja tylko gryzę.- zaśmiała się Ginny w czym wszystkie jej zawtórowałyśmy i weszłyśmy do pomieszczenia gdzie znajdowali się pozostali uczestnicy przyjęcia.

Harry
Blaise chciał lecieć do pokoju dziewczyn, bo bał się, że ich spóźnienie wynika z tego, że się pokłóciły z siostrzenicami Snape’a. Cierpliwie (po raz setny) wytłumaczyłem mu, że „dziewczyny, jak to dziewczyny, muszą się nagadać, przygotować i schodzi im dużo czasu. Poza tym nawet jeśli by się nie polubiły, to Hermiona ani Pansy nie dopuściłyby do kłótni w taki wieczór.”
Mimo wszystko mulat martwił się o swoją dziewczynę. W chwili kiedy byłem już na granicy wytrzymałości- o włos od przyłożenia mu w łeb- do salonu wkroczyły dziewczyny śmiejąc się z czegoś.
Wszystkim zaparło dech w piersiach. Razem wydawały się być niezwyciężone.
Do tej pory każdy podświadomie bał się, że Ron i Percy są naprawdę silni z wiedzą swojego ojca. W tamtej chwili każdy uświadomił sobie, że nie ma nikogo kto mógłby pokonać ich przyjaźń, świeżą, lecz już niezwykle silną. Zdaliśmy sobie sprawę, że to one będą naszą siłą, że to one będą dodawały wszystkim wiary w zwycięstwo, mobilizowały do walki i pomogą w zbudowaniu nowego, lepszego świata.
Powoli, aby nie zburzyć nastroju ruszyliśmy z Diabłem w stronę dziewczyn. Snape znalazł się przy nich chwilę przed nami. Wziął Ginny pod rękę i zaprowadził na środek pokoju.
- Witam wszystkich i dziękuję za przybycie. Mam zaszczyt przedstawić wszystkim moją córkę- Ginnny We… Sn… yyy…- Severus po raz pierwszy nie był pewny co ma powiedzieć.
- Jestem Ginny Snape. Witam wszystkich i zapraszam państwa do stołu- przerwała mu w odpowiedniej chwili dziewczyna. Severus ciepło (!) spojrzał na córkę i uśmiechnął się(!) lekko.
Potem dziewczyny postanowiły przedstawić nas siostrzenicom Snape’a.  Bardzo szybko się z nimi zaprzyjaźniłem. Blaise nie miał czasu, gdyż co chwilę był porywany przez Wiewiórkę na parkiet. Około 22, uznaliśmy wraz z Hermioną i Maggie, że czas przenieść się do pokoju Herm, a salon pozostawić starszemu towarzystwu…

___________________________________________________________________________
Witajcie :*
Rozdział nie zbetowany, gdyż moja kochana beta wyjechała, a ja już nie mogłam się doczekać, żeby go wrzucić. :)
Mam nadzieję, że porażających błędów nie będzie. 
Planuję w końcu wpleść więcej akcji do opowiadania, żeby nie było takie sielankowe i żeby dziwny Snape Was nie przeraził.
Buźka,
Wasza Drown :*

piątek, 25 kwietnia 2014

One shot 1st part I


Jeszcze raz przepraszam...


Jest pochmurne popołudnie. W żółtym domku jednorodzinnym, w pokoju o zielono-niebieskich ścianach przebywa na oko szesnastoletnia dziewczyna. Jest sama w domu w związku z czym może sobie pozwolić na włączenie muzyki na cały regulator, co niezwłocznie czyni.
Ludzie idący ulicą spoglądają w jedyne podświetlone okno i widzą postać zgrabnie tańczącą energiczny taniec. Nieliczni przystają, większość puka się palcem w czoło i odchodzi kręcąc głową.
 Wśród tej pierwszej grupy jest pewien blondyn, lub (dla wtajemniczonych) Blondyn Blondyn. On, w przeciwieństwie do reszty, doskonale wie kim jest dziewczyna, gdyż właśnie do niej idzie. Przez chwilę wpatruje się w okno, po czym podchodzi do furtki i naciska przycisk domofonu. Odczekuje jakiś czas, lecz domyślając się, że dziewczyna nie słyszy dzwonka, wysyła jej smsa.
*Alu, jest sprawa… Przepraszam, że wcześniej Cię nie uprzedziłem…  Przyszedłem przed czasem… Pomyślałem, że mógłbym Ci pomóc… Mogę wejść?*
Widzi, że dziewczyna przeczytawszy wiadomość tekstową wygląda przez okno, po czym wybiega z pomieszczeniu w którym tańczyła. Po chwili chłopak słyszy trzaśnięcie drzwi i plaskanie bosych stóp. Sekundę później Ala otwiera mu furtkę i przytula się do niego na powitanie.
- Cześć! Wchodź!
- Bardzo Cię przepraszam, ale nie przyszło mi do głowy, żeby Cię uprzedzić, że będę wcześniej…- jest dość zmieszany.
- Coś Ty, Maciek! Nie ma sprawy. Nie stój tak przed bramką. Pomożesz mi z ciasteczkami?- Ala chce jak najszybciej wejść do domu.
- Mój talent kulinarny jest dość… wątpliwy, ale postaram się.- odpowiada Blondyn Blondyn z uśmiechem i wchodzi na podwórko. Szybko wita się z pieskiem Anki, po czym podąża za dziewczyną do budynku.
Dopiero wtedy uświadamia sobie, że jego ulubiona piosenka Nickelback’a jest włączona na cały regulator. Uświadamia sobie również, że Ala wyszła mu otworzyć boso, w koszulce na ramiączkach i szortach.
- Kobieto! Czy ty jesteś normalna!? Przeziębisz się i zamiast na koncert pójdziesz do łóżka!- krzyknął.
- Miło, że się martwisz.- odpowiada dziewczyna.
- Jeszcze byś mnie czymś zaraziła.- Maciek uważa, że lepiej zażartować w tak żenujący sposób niż drążyć niezręczny dla niego temat.
- Pfff...- Ala prycha i udaje się do kuchni. Chłopakowi robi się głupio.
- Przepraszam, nie tak to miało brzmieć.
- Wybaczę Ci pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Musisz to założyć.- odpowiada Ala podając mu fartuszek.
- Ech... Za co?- przybiera cierpiętniczą minę.
- Za obrazę mej osoby.- z uśmieszkiem satysfakcji dziewczyna obserwuje poczynania Blondyna Blondyna, który usiłuje zawiązać sobie fartuch. Po chwili wybucha szczerym śmiechem. Ledwo udaje jej się wyksztusić "Do twarzy ci. Wyglądasz tak… kobieco." a już dopada do niej Maciek mówiąc:
- Tak ci do śmiechu?- i zaczyna ją łaskotać.
Ala piszczy i śmieje się równocześnie. Po chwili udaje jej się wyrwać i zaczyna łaskotać Maćka. Chłopak wijąc się obezwładnia jej ręce, pochyla się i szepcze do ucha „I co teraz?”. Dziewczyna patrzy ponuro na przyjaciela, lecz po chwili jej twarz rozjaśnia uśmiech. Ma całkiem dobry plan.
W tym samym momencie dostrzega, że Maciek patrzy na jej ramię z dziwną miną. Zaraz potem czuje, że jest niesiona w powietrzu. Chłopak sadza ją na sofie, zamyka drzwi wejściowe (o czym wcześniej zapomnieli), przynosi apteczkę i kuca przy Ali. Najpierw delikatnie polewa jej skaleczone ramię wodą utlenioną i przeciera wacikiem. Później wyciąga bandaż.
- Stop. Spokojnie, to tylko zadrapanie. Nie musisz mi tego bandażować, nie przesadzaj, ręka mi nie odpadnie.- dziewczyna żartuje z nadopiekuńczości przyjaciela, lecz robi jej się bardzo ciepło na sercu, że Maciek się o nią martwi.

- Faktycznie, tak się szybciej zagoi.- mamrota zawstydzony chłopak. Ala uśmiecha się do niego i uznaje, że najwyższy czas zacząć robić ciastka na imprezę z okazji pierwszego prawdziwego koncertu ich przyjaciół- Kai i Wojtka. Maciek przyznaje jej rację (czym dziewczyna jest zszokowana) i oboje udają się znów do kuchni. Tam Ala zakłada fartuszek (czemu towarzyszy dużo śmiechu) i oboje zabierają się za przygotowanie składników. Dziewczyna czyta przepis i instruuje Maćka co ma skąd wziąć, a jej partner wykonuje polecenia nie szczędząc zabawnych komentarzy przez co Ala pokłada się ze śmiechu.
CDN...

_________________________________________________________________

Po dłuuugiej przerwie... 
Co o tym myślicie? Jest bardzo źle?
buźka,
Drown :**

Mam nadzieję, że jeszcze mnie lubicie...

Hej,
Wiem, że zawaliłam... Miałam ostatnio gorszy okres w życiu, prawie w ogóle nie miałam czasu wchodzić na komputer, a co dopiero cokolwiek pisać (jak ktoś nie wierzy, proszę zapytać InFinite)...
Jak na razie jestem, myślę, że będę mieć coraz więcej czasu, a wena powoli mnie nawiedza, więc biorąc pod uwagę, że połowa kolejnego rozdziału jest już gotowa i zbetowana, postaram się wrzucić go jak najszybciej. Rzetelnie Was ostrzegam, że notki nie będą pojawiały się regularnie, ani często, gdyż nadal mam sporo do zrobienia.
Mimo wszystko chciałam Was poinformować, że jestem, zamierzam w najbliższym czasie wrzucić rozdział 8 (mam już nawet tytuł ;p), a także bardzo przeprosić za zniknięcie bez słowa.
Jestem Wam wdzięczna, że mimo wszystko czasem ktoś tu zaglądał (przeglądałam statystyki).
buźka,
Znów Wasza Drowned :*

P.S. Za chwilkę pojawi się takie małe coś na przeprosiny i podziękowanie równocześnie :)

piątek, 13 września 2013

Rozdział 7 "Ojców dwóch"

„Nie ma życia bez przyjaźni”~ Marcus Tullius Cicero
Dedyk dla Andromedy za te fazy, cyclu :D
oraz dla Finite, CMKd :D

Blaise
Siedzieliśmy w salonie domu Granger’ów, który stał się tymczasowym mieszkaniem naszej paczki i rodziców. Obecni byli wszyscy poza Ginn i Hermioną, które miały do obgadania jakiś ważny temat.
- Zebraliśmy się tu wszyscy…- zaczął żartobliwie Snape.- A tak serio. Wiecie, że moja córka miała się odnaleźć w dniu swoich siedemnastych urodzin, czyli szesnastego listopada. Jednakże prof. Tralavney ostatnio ogłosiła, oczywiście w transie, że niedługo każdy będzie potrzebował wiedzieć kim tak naprawdę jest, więc odnalezienie mojego dziecka będzie możliwe już dziś.- ogłosił poważnym tonem. Wszyscy w salonie wstrzymali oddech.
Wtem rozległ się odgłos jaki towarzyszy teleportacji.
- Przepraszam, braciszku. Przybyłam najszybciej jak mogłam.- powiedziała piękna, czarnowłosa kobieta rzucając się w ramiona Snape’owi.
- Nie szkodzi, Alice. Siadaj, zaraz rzucam zaklęcie.-  odparł Severus. Kiedy jego siostra już znalazła dla siebie miejsce kontynuował.
-Zaklęcie polega na tym, że moja córka, gdziekolwiek jest, cokolwiek robi, pojawi się w tym pokoju, w ‘odpowiednim ubraniu’. Wiecie, to na wypadek gdyby była w łazience albo coś.- Wyjaśnił.
~Acciofiliavestes*


Ginny
Rozmawiałam z Hermioną, kiedy przyszedł Blaise i powiedział, że wszyscy proszeni są na dół.
- Powiedz im, proszę, Diabełku, że za chwilę przyjdziemy. Musimy omówić ważną sprawę.- usłyszałam swój głos.
- Jasne, Rudzielcze, przekażę.- odparł z szerokim uśmiechem i wyszedł. Zdałam sobie sprawę, że szczerzę się jak głupia. Zamknęłam buzię i odwróciłam się do Miony.
- Jak już mówiłam… Wpadłaś. Ale widać, że on też coś do ciebie czuje.- usłyszałam te słowa, a moje serce zaczęło odstawiać taniec radości.
- Mam nadzieję.- uśmiechnęłam się.- Idź do salonu, ja muszę jeszcze do toalety.
- Okej.- odparła Hermiona i wyszła z pokoju.
Kiedy weszłam do łazienki ujrzałam w lustrze niską dziewczynę o ciemnorudych włosach i zielonych oczach.
- Ciekawe jakbym wyglądała w dwóch kucykach, różowej sukieneczce i białych bucikach.- przemknęło mi przez myśl i dosłownie sekundę później poczułam się jakbym odbywała teleportację. Otworzyłam oczy i stwierdziłam, że jestem w salonie Granger’ów, a wszyscy się na mnie patrzą.
- Co się stało?- spytałam.
- Ginny, jestem twoim ojcem...- powiedział zaskoczony Snape. Gapiłam się na niego zdezorientowana. Przecież ja mam ojca… Po chwili mój tata wstał i powiedział, że musi coś wyjaśnić.

- Pewnego dnia na progu mojego i Molly domu pojawiła się dziewczynka. W liście ktoś napisał, że to nasza córka. W tych słowach musiał być czar, który sprawił, że uwierzyliśmy. Żadnych podejrzeń jakim cudem ona się znalazła gdzie indziej ani nic… Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak niedorzecznie to brzmi. – wyznał.

Byłam w szoku.
Jestem tą zaginioną córką Snape’a. Nie mam w sobie krwi Weasley’ów. Moja prawdziwa matka zginęła przez pierwszego męża Molly. Snape jest moim ojcem. Szukał mnie od siedemnastu lat. Chyba nie miałam nic przeciwko temu. Szukałam w swoim sercu choćby odrobiny smutku, lecz nic takiego nie znalazłam. Czułam wręcz ulgę, że Ronald nie jest moim prawdziwym bratem. Mimo, że naprawdę kochałam Arthur’a, George’a i Fred’a.

Spojrzałam na Mionę. Ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Przez moment zastanawiałam się dlaczego, jednak po chwili Blaise Zrobił zdjęcie mi i Snape’owi. Rzuciłam okiem na resztę ludzi obecnych w salonie. Wszyscy, mniej lub bardziej skutecznie, powstrzymywali śmiech. Spojrzałam po sobie…


Hermiona
Kiedy okazało się, że  Ginny jest córką Snape’a wszyscy byliśmy w szoku, jednak po chwili jakoś przyjęliśmy to do wiadomości. Przyglądnęłam się mojej przyjaciółce. Była zamyślona, jednak nie wyglądała na zmartwioną. Po chwili spojrzałam na jej ubiór i prawie wybuchnęłam śmiechem.
Ruda miała na sobie białe lakierki w kwiatuszki, różową sukieneczkę, a uczesana była w dwa kucyki. To miało być chyba ‘odpowiednie ubranie’. Nagle Diabeł zrobił zdjęcie. Popatrzyłam wokoło i uznałam, że wszyscy zauważyli strój panny Wea… Snape. Musiałam uratować przyjaciółkę z opresji.
Harry
Ginny była cudacznie ubrana. Na początku nikt tego nie zauważył, jednak po chwili wszyscy zdali sobie z tego sprawę.
-Może powinniśmy wszyscy ochłonąć po tym szoku. Poza tym jest już późno. Proponuję urządzić jutro przyjęcie na cześć odnalezionej córki profesora. A teraz chodźmy wszyscy spać.- Hermiona chyba postanowiła wybawić Rudą z opresji.
- Tak, uważam, że Herm ma rację.- stwierdził Diabeł. To nie było normalne zachowanie u tego ślizgona. Czyżby coś było na rzeczy… Przecież Blaise nigdy nie przepuszczał okazji do żartów.
- Trzeba im się przyglądnąć- uznałem, a na głos powiedziałem:
- Tak, chodźmy już spać. Dużo się dzisiaj działo. Akcja ratunkowa, znalezienie jakiejś celi dla Kyer, odnaleziona- niezagubiona Ginny. Trochę tego za dużo jak na mój ptasi móżdżek.
Ruda popatrzyła z wdzięcznością na mnie, Diabła i Herm.

- Dzieciaki dobrze mówią. Alice, przyjdź jutro na przyjęcie ze Stanley’em i dziewczynkami. Przecież dzieci muszą poznać nowych uczniów Hogwartu.- Stwierdziła ciocia Jessica z uśmiechem. Dorośli przyznali jej rację i udali się na spoczynek. My ruszyliśmy do dawnego pokoju Hermiony.


Ginny
Jak tylko weszliśmy do tymczasowego pokoju naszej paczki, rzuciłam się na szyję Hermionie, Harrem’u i Blaise’owi. Kiedy przytulałam się do tego ostatniego szepnęłam mu na ucho „Chyba właśnie zasłużyłeś”**. Popatrzył na mnie zaskoczony ale i uradowany na co ja tylko mrugnęłam okiem.
- Ruda, mogłabyś się przebrać?- zapytały równocześnie Herm i Pansy, na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
Wykonałam czynność wymienioną przez bliźniaczki po czym postanowiliśmy zrobić „podkład” na jutrzejsze przyjęcie. Puder zastąpiła nam Ognista, szminkę Jack Danniel’s, tusz do rzęs piwo kremowe, a kredki i cień do oczu Sommersby. Tak „umalowani” poszliśmy spać.


Hermiona
Po „robieniu makijażu” wszyscy padli, ale ja jakoś nie mogłam spać. Udałam się do podręcznej apteczki mojej mamy, przyniosłam eliksir na kaca dla moich towarzyszy, gdyż wiedziałam, że rano będą zdychać. Swoją dawkę wypiłam od razu, gdyż dodatkowym działaniem eliksiru było przywracanie trzeźwości.
Włączyłam smartphone’a i zalogowałam się na rm. Expecto był dostępny.  Od razu do niego napisałam.
-Hej, Expecto. Co tam?
- O! Avada! Wreszcie jesteś! Stęskniłem się J.
- Przepraszam, że tak nagle zniknęłam, ale okazało się, że tata przyjaciółki nie jest jej prawdziwym ojcem. Poza tym coś cię tu kroi  między nią a przyjacielem. Wg w moim pokoju zamieszkuje aktualnie  pięć osób, już Ci opowiadałam…

Nagle dostałam sms’a od mojej mamy
*Córciu, zapomniałam Wam przypomnieć. Za dwa dni (14.09) jedziecie na Obóz Magiczno-Mugolski w Bieszczady. Będziecie spać pod namiotami  i w ogóle. Jutro przed przyjęciem musicie się spakować. Przekaż wszystkim rano. (wiesz gdzie jest eliksir :p)*
Wmurowało mnie. Emotka. Mama używa emotikonek. Moje rozmyślania przerwała wiadomość od Expecto.
- Oj no to faktycznie… Ja się właśnie dowiedziałem, że za dwa dni jadę z kuzynami na obóz magiczno-mugolski :p
- Nie gadaj! W Bieszczady?!
- Na tak…
- Ja też tam jadę ze znajomymi!
- Wow! Wreszcie Cię poznam <jupi>
- <jupi> :D  Powinniśmy się jakoś ubrać charakterystycznie.
- Ok, co Ty na czarne koszulki z Jack’a Danniels’a i białe spodnie.
- Może odwrotna kolorystyka? Jedziemy tam pociągiem. Białe spodnie?
- Fakt ;) Czyli biała koszulka, czarne spodnie? Jakiego koloru masz włosy?
- Brązowe, a Ty?
- Blond.
- Ok, czyli na stacji mam szukać wysokiego (?) blondyna? :D
- Mam 176cm ;pp
- Serio? :D Ja 169 ^^
- Haha 69 powiadasz? :D
- Hahaha. 169, zboczuchu  :p
- Ok, Avado, muszę lecieć. Oczy mi się kleją.
- Oki, to dobranoc i do zobaczenia ^^ :*
- Dobranoc :*  Już nie mogę się doczekać  :D

Jak skończyliśmy rozmowę miałam na twarzy szeroki uśmiech. Przypomniałam sobie kiedy zaczęliśmy naszą znajomość.
Po wojnie byłam przybita zabiciem tylu osób. Także tym, że ja sama zabijałam. Cały czas myślałam o jednym zaklęciu. Stad wzięła się moja nazwa- Avada. Pewnego razu napisała do mnie osoba o pseudonimie Expecto. Jasne było pochodzenie jego nicku. Zastanawiałam się jak ktoś kto przeżył wojnę może myśleć o tych „dobrych” zaklęciach. Zaczęliśmy pisać, po pewnym czasie zaufaliśmy sobie na tyle, że ja otworzyłam się przed nim, on przede mną. Generalnie miał dość czarnych myśli i postanowił zacząć robić coś dobrego.
Pomogliśmy sobie nawzajem się pozbierać. Później zaczęła się siódma klasa, pisaliśmy bardzo dużo mimo, że była szkoła. Postanowiliśmy nie wyjawiać sobie danych osobistych ani nic. Uznaliśmy, że jeśli los będzie chciał, żebyśmy się spotkali to jakoś to wymyśli bez naszej pomocy. Przez cały rok pomagaliśmy sobie jak mieliśmy jakieś problemy, ale także w niektórych zadaniach itd. Mówiliśmy sobie o wszystkim. Dobrze się dogadywaliśmy. Zostaliśmy przyjaciółmi. A teraz prawdopodobnie w końcu się zobaczymy i będziemy mogli pogadać w cztery oczy.

Nagle przypomniałam sobie o Malfoy’u. Muszę mu podziękować, to pewne. W końcu chronił mnie i Pan przez osiem lat udając nienawiść. Z  drugiej strony… skąd możemy mieć pewność, że on nas faktycznie nienawidził. Mogę zrozumieć, że mną gardził. W końcu wszyscy myśleli, że jestem mugolakiem. Tylko czemu miałby nienawidzić Pansy? Nieraz jak przezywał którąś z nas, szczególnie przez ten ostatni rok to w jego oczach było widać autentyczną wściekłość.
- Herm…
- Tak, Pan?- spytałam.
- Myślisz o Malfoy’u, prawda? Od jakiejś godziny nie mogę spać. Trochę miesza mi się w głowie przez „makijaż”, ale zastanawiam się czy on serio udawał nienawiść do nas.- odparła moja siostra. Podałam jej fiolkę z eliksirem, żeby mogła trzeźwo myśleć.
- Dzięki- powiedziała głośno budząc przy okazji Rudą i Blaise’a.
-Ćśśś…- syknęli.
- Chyba zaczynają trzeźwieć.- zaśmiałam się i rzuciłam przyjaciołom po fiolce eliksiru. Wpadłam na pomysł, że warto byłoby pogadać  z przyjaciółmi o Malfoy’u. Harry, który najbardziej go nienawidził, spał.
Rzuciłam Pansy pytające spojrzenie. Zrozumiała od razu. Kiwnęła głową.
- Chodźcie tu. Musimy pogadać.- poprosiłam Ginny i Diabła. Usadowiliśmy się wszyscy wygodnie na moim łóżku.
- Dowiedziałyśmy się, że Malfoy podobno udawał nienawiść do nas. Cytując naszych rodziców: „Draco Malfoy wie o wszystkim  i dokuczał wam od pierwszej klasy tylko i wyłącznie dla waszego bezpieczeństwa. Z tego samego powodu nie pogodził się z wami w tym roku. Często kłócił się z Lucjuszem i Narcyzą, żeby mógł was przeprosić, ale nie mogli na to pozwolić.” Tylko, że on wyglądał na tak realistycznie wkurzonego gdy się z nami kłócił. Nie wiemy co sądzić o całej tej sytuacji ani, co gorsze, jak mamy się zachowywać w jego obecności. Co o tym myślicie?- przedstawiła sprawę Pansy.
- Ja sądzę, że Draco przeprosi was przy pierwszym spotkaniu. – odparł Diabeł po chwili zastanowienia.
- Ja sądzę, że jednak pogadamy rano.- wtrąciła Pansy ziewając.
-Właśnie!  Zapomniałabym. Za dwa dni jedziemy na ten obóz. Jutro przed przyjęciem na cześć Ginny mamy się spakować.- uświadomiłam wszystkim.
- Dobranoc.- powiedziała moja bliźniaczka i usnęła. Chwilę później poszłam w jej ślady.


Blaise
Pansy i Herm usnęły. Usiedliśmy z Ginn na moim łóżku. Nagle dziewczyna wpadła na genialny pomysł.
- Blaise?
- Hmm- dałem znak, ze jej słucham.
- Może pomalujmy wszystkich i zróbmy zdjęcia. Później zrobimy taki pokaz wspomnień z tych dziwnych wakacji. Co ty na to?
- Jestem zdecydowanie za, Ginn! Yyy… to znaczy, Rudzielcu.- zająknąłem się.
- Nie, Ginn mi się podoba.- odparła z nieśmiałym uśmiechem. Splotłem nasze dłonie.
- Uf… wreszcie. Czułem się trochę słabo.- nawiązałem do naszej wcześniejszej rozmowy. Serce tłukło mi się w piersi. Jak na to zareaguje?
- Teraz już lepiej?- spytała z uśmiechem.
- Zdecydowanie- wyszczerzyłem się- Chociaż, jestem jeszcze słaby. Powinienem się położyć. Tylko tak sam?- zmartwiłem się.
- Och myślę, że mogę coś na to zaradzić,- odparła Ginn i uśmiechnęła się- Ale pod warunkiem, że najpierw pomożesz mi pomalować Pansy, Hermionę i Harrego.
- Dawaj pędzel!- roześmiałem się.
Ginny podała mi szminkę, sama wzięła tusz i jakąś kredkę.
 Zakradliśmy się do Wybrańca.
Krwistoczerwone usta i czarne kontury wokół oczu.
*trzask*
pierwsza fotka

Później podeszliśmy do bliźniaczek.
Stylizacja Herm na wampira
*trzask*

Pansy- Frankenstein
*trzask*

Dla niepoznaki siebie też pomalowaliśmy.
Ginny z diabłem na obojczyku (by Ginn) i ciemnym konturem oczu (by me)
*trzask*

Ja- Indianin(by Ginn) z zębami wiewiórki (by me)
*trzask*


Ginny
Po zrobieniu wszystkim makijażu postanowiliśmy oglądnąć film. Po długich dyskusjach wybraliśmy komedię. Mało pamiętam z treści filmu. Początek był nudny, więc zaczęłam przysypiać. Położyłam głowę na ramieniu Blaise’a. On objął mnie w pasie i oparł swoją głowę na mojej. Chyba chwilę spaliśmy w takiej pozycji, bo kiedy otworzyłam oczy, było mi zimno. Blaise też się obudził. Nie chciało nam się iść po koce, więc chłopak wziął mnie na kolana i objął rękami.
- Dziękuję, Diabełku.
- Nie ma za co, słońce.- uśmiechnął się. Nie lubiłam kiedy ktoś do mnie tak mówił, ale w jego ustach to brzmiało normalnie, jakbym naprawdę była słońcem. Spojrzałam mu w oczy. Były brązowe, choć odbijały niebieskawą poświatę telewizora. Patrzył się na mnie z delikatnym uśmiechem. Moje serce waliło jak oszalałe, jednak czułam, że jego też bije w przyspieszonym tempie.
Nasze usta znów dzieliły milimetry. Tym razem nikt nam nie przeszkodził. Nasze usta się złączyły. Po kilku sekundach odsunęłam się od niego. Mruknął z niezadowoleniem i przyciągnął mnie do siebie mocniej wpijając się w moje usta. Oboje coraz bardziej pogłębialiśmy pocałunek. Po chwili rozchyliłam szerzej wargi, dając mu przyzwolenie na jeszcze bardziej namiętne pocałunki.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło zanim się od siebie odsunęliśmy. Byłam cholernie szczęśliwa.


Blaise
-Kocham cię.- wyznałem.
- To dobrze…
___________________________________________________
*zaklęcie wymyślone przeze mnie. Połącznie łacińskich słów accio (akcja), filia (córka) i vestes (ubranie)
** jakby ktoś nie pamiętał o co chodzi, to polecam wrócić do rozdziały szóstego. Rozmowa Blaise’a i Ginny.
___________________________________________________
Witajcie.
Po dłuższej przerwie mam dla was nowy rozdział.
Jest to jak na razie moja najdłuższa notka na tym blogu J
Podobało Wam się?
Wiem, że zakończenie niespodziewane i dziwne, ale wszystko wyjaśni się wraz z przybyciem następnego rozdziału.
Dziś lub jutro pojawi się pierwsze drzewo genealogiczne. Wraz z rozdziałem ósmym lub dziewiątym zamieszczę drugie drzewo.
Komentujcie.
Wasza Drowned :*

P.S. Zapraszam wszystkich na bloga, którego współtworzę z Blackie Line, Finite, Andromedą i Maksem.
Oto link :D >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>> zagubione-opowiadania.blogspot.com

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 6 "Raz, dwa, trzy, dzisiaj czymś oberwiesz Ty"

Viki, postanowiłam od tej pory wyraźnie zaznaczać z czyjego punktu widzenia piszę :)

Notkę dedykuję pewnej osobie, która o tym nie wie <3
No i oczywiście  Viki, Carmen i Finite <33

Hermiona:
Rano obudziliśmy się z tępym, pulsującym bólem głowy i niczym nie dającym się zaspokoić pragnieniem. Kiedy poświęciłyśmy się z Rudą i zeszłyśmy na dół po wodę dla wszystkich, rodzice spoglądali na nas wymieniając porozumiewawcze uśmiechy. Zapewne pamiętali jeszcze jak sami budzili się z okropnym kacem.

Trochę za późno uświadomiłam sobie, że picie przed akcją nie było dobrym pomysłem. Udałyśmy się z Ginny do pokoju, gdzie konała reszta paczki. Zaraz za nami przydreptała moja mama i wręczyła nam 5 fiolek wypełnionych zielonkawym płynem. Od razy rozpoznałam jaki to eliksir, więc z wdzięcznością pocałowałam ją w policzek i przekroczyłam próg mojego ukochanego pokoiku. Pamiętając wydarzenia wczorajszej nocy, a właściwie dzisiejszego ranka, uznałam, że nie jest źle. Tylko dwie lampy były rozbite, a Blaise i Harry spali w naszych, dość obcisłych, ubraniach.

Równocześnie z Rudą otworzyłyśmy fiolki. Do naszych uszu dotarł luby dźwięk wyciąganego korka. Natychmiast wypiłyśmy zawartość naczyń. Przez chwilę nie poczułam żadnej różnicy, jednak wiedząc z doświadczenia poczekałam chwilę, aż eliksir na kaca -on bowiem znajdował się w fiolkach- zacznie działać. Rzeczywiście, moment później przestała mnie boleć głowa, męczyć pragnienie, a także tolerowałam wszystkie głośniejsze dźwięki.
Zauważyłam, że Ruda też już się dobrze czuje. Na migi pokazałam jej, żebyśmy obudziły resztę ekipy.
Wyjęłyśmy różdżki i krzyknęłyśmy zaklęcie.
-Aquamenti!- Z magicznych patyków trysnęły trzy strumienie wody trafiając prosto w twarze naszych przyjaciół. Blaise i Harry natychmiast poderwali się z łóżek by sekundę później opaść na nie spowrotem z jękiem bólu. Rzuciłyśmy im po fiolce eliksiru, za co podziękowali nam uśmiechami.. Naszą uwagę od chłopaków odwróciła Pansy, która usiadła na łóżku, rozłożyła ramiona i wydarła się na cały głos.
-Kocham Was! Herm, Harry, Blaise, Ginny! Jesteście zajebiści, kochani!- Słysząc to wybuchnęłam śmiechem (nie byłam w tym osamotniona) i napoiłam siostrę eliksirem.


Kiedy już wszyscy otrzeźwieliśmy, ogarnęliśmy się i zjedliśmy śniadanie, powtórzyliśmy plan ustalony poprzedniej nocy.
Gotowi zeszliśmy na dół. W salonie czekali na nas dorośli.
-Teleportujemy się grupami!- Zarządził tato Ginn. Wszyscy, bez słowa ustawiliśmy się w trzech kołach- mamy, tatuśkowie i my.
Po chwili złapaliśmy się za ręce. Po mojej lewej był Harry, potem Pansy, Blaise i Ruda. Ta ostatnia dwójka lekko się zarumieniła kiedy zetknęły się ich dłonie, lecz nikt poza mną tego nie zauważył. Nawet sami bezpośrednio zainteresowani.
Mój tata przypomniał wszystkim plan akcji i już po chwili każda z grup teleportowała się na Cendric Cross.


Wiem  jestem wredna, ze przerywam, ale lubię trzymać ludzi w napięciu ^^
No już, już. Nie rzucajcie we mnie avadami,  czytajcie dalej :)


Blaise
Naszym oczom ukazało się mroczne zamczysko. Z daleka przypominało Malfoy Manor za czasów Voldemorta. Zauważyłem, że Potter z iście ślizgońskim uśmiechem zerknął w stronę Miony, ta zaś odpowiedziała mu taką samą miną. Obserwowałem ich poczynania z podniesioną jedną brwią. Herm to dostrzegła i wyszczerzyła się w moją stronę.
-Ładne wężyki nam się rozwijają w tej paszczy lwa.- Przemknęło mi przez myśl. Pokręciłem głową z udawaną przyganą, po czym odwróciłem się w stronę Ginn. Pokazałem jej moje uzębienie dodając otuchy na co odpowiedziała mi niepewnym uśmiechem.


Zdziwiony podszedłem do niej.
- Co się stało, Rudzielcze?- Zapytałem.
- Trochę się stresuje.- Wyznała.- Mam przeczucie, że dziś stanie się coś więcej niż nasza akcja.- Odparła patrząc na mnie z obawą, że ją wyśmieję.
- Ty też?- Byłem zaskoczony.- Od rana... yyy... to znaczy od wytrzeźwienia czuję się jakbym miał tremę i wiem, że to nie w związku z akcją. Tylko nie mam pojęcia z jakiego powodu.- Otworzyłem się przed dziewczyną.
- Dokładnie! Mam to samo. Ech... Dobra, teraz trzeba się skupić na akcji. Co ma być to będzie.- Zebrała się w sobie. Popatrzyłem głęboko w jej śliczne, zielone oczy i uśmiechnąłem się nieśmiało. Ginn odpowiedziała mi pięknym, pociągającym uśmiechem.
Nagle, usłyszeliśmy głos Miony.
- Gołąbeczki, chodźcie już.- szepnęła śmiejąc się po cichu. Byliśmy jej oboje z Ginny wdzięczni za dyskrecję.
Wszystkie mamy zostały na zewnątrz, wokół domu, zaś my z ich mężami weszliśmy do środka.

Potter bez słowa pokazał dorosłym korytarz po prawej, potem odwrócił się do nas i z łobuzerskim uśmiechem wskazał nam drogę w lewo. Podążyliśmy w tamtą stronę. 
Korytarz, po którym się przemieszczaliśmy ciągnął się daleko wgłąb domu, lecz Wybraniec szedł pewnym i zdecydowanym krokiem.
Po około dwudziestu minutach szybkiego marszu z prawej strony korytarza zaczęły pojawiać się drzwi. W pewnej chwili Potter przystanął przed -nie, to nie dzieje się na prawdę- różowymi drzwiami...


Złoty Chłopiec wyciągnął różdżkę. Wszyscy natychmiast zrobiliśmy to samo. Okazało się, że w niebezpiecznych sytuacjach rozumiemy się instynktownie i stanowimy dobrą ekipę. Podziwiałem Potter’a za to, że odważył się dotknąć tych cukierkowo różowych drzwi. Mnie mdliło od samego ich widoku. W każdym razie pokój został otwarty i weszliśmy do środka. Kiedy przekroczyłem próg myślałem, że zwrócę wszystko co zjadłem tego dnia. Wszystkie ściany były w kolorze drzwi, tylko bardziej… brrr. Z sufitu zwieszały się tęczowe kucyki i jednorożce. Fototapeta na jednej ze ścian przedstawiała różowe konie. Wszystkie się ruszały, biegły i… ble… nie mogłem na to patrzeć.
Przy różowym biureczku, na różowym krzesełku, rysując różową kredką na (uwaga!) białej kartce siedziała dziewczyna w czarnym płaszczu. Jej postać tak komicznie kontrastowała z pomieszczeniem, że gdybym nie musiał opanowywać odruchów wymiotnych, wybuchnąłbym śmiechem.
Beatrice, gdy tylko nas zobaczyła zerwała się z krzesełka. Prawie natychmiast została obezwładniona przez Pansy. Niestety nikt poza mną nie zauważył, że zdążyła rzucić jedno zaklęcie, celując w Ginn. Nie wiele myśląc skoczyłem, osłaniając dziewczynę.
Poczułem ból przenikający całą moją osobę. Ujrzałem tylko urocze, zielone oczy pewnej rudowłosej istoty i osunąłem się w czarną przepaść.

Ginny
Kiedy zobaczyłam upadającego Blaise’a z przerażeniem wlepiałam wzrok w jego gasnące, brązowe oczy. Zdawałam sobie sprawę, że to przeze mnie, że chciał mnie osłonić przed zaklęciem.
Rzuciłam się na kolana i próbowała ocucić mulata. Bez skutku. Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Podniosłam głowę i ujrzałam, że Beatrice patrzy na mnie z wrednym uśmieszkiem. Natychmiast zapragnęłam zetrzeć go z jej twarzy. Najlepiej papierem ściernym.
-Nikt nie będzie bezkarnie rzucał klątwami z mojego Blaise’a!- Pomyślałam.- To znaczy… mojego przyjaciela Blaise’a.- Poprawiłam się w myśli.
Wściekła ruszyłam w stronę Kyer. W ostatnim momencie powstrzymała mnie Miona.
- Ginny, weź Blaise’a do domu. Ja zajmę się naszym więźniem.- Poprosiła. Chcąc nie chcąc musiałam się zgodzić. Moja przyjaciółka miała rację. Zabbini był w tym momencie ważniejszy od zemsty na jakiejś psychopatce.
-Zawsze był i będzie ważniejszy.- Uświadomiłam sobie i poczułam, że na moje policzki wpływa rumieniec. Wmówiłam sobie, że to od gniewu i bez chwili zwłoki dopadłam Blaise’a.
Chwyciłam go za rękę i teleportowałam się do dotychczasowego domu Hermiony. Tam zastałam już Wszystkich mężczyzn, a razem z nimi profesora Sanpe’a.
- Blaise oberwał!- Krzyknęłam i na niewidzialnych noszach przeniosłam chłopaka do pokoju. Za mną podążył Snape z niezbędnymi eliksirami.
Nietoperz podawał Zabbini’emu środek przeciwbólowy, kiedy do pokoju wparowała reszta ekipy. Profesorek natychmiast, stanowczym tonem kazał im wyjść.
- On potrzebuje teraz chwili spokoju.- Wyjaśnił mi po chwili swoje zachowanie.- Gdybym ich wszystkich tu wpuścił zaczęliby hałasować i gadać. Puść na chwilę rękę Blaise’a.- Natychmiast zrobiłam o co poprosił. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że trzymam chłopaka za rękę.
- Panie profesorze, czy on wyzdrowieje?- Spytałam z obawą w głosie.
- Oczywiście. Tylko będziesz musiała trochę przy nim posiedzieć zanim odzyska przytomność.- Odparł Snape z miłym uśmiechem. Lekko zaskoczona, że Nietoperz potrafi się uśmiechać, odpowiedziałam mu tym samym. Ten, jakby czytając mi w myślach dodał jeszcze.- Teraz, kiedy już wszyscy wiedzą kim są nie muszę udawać wrednego, zrzędliwego Nietoperza. Przynajmniej poza lekcjami.- Mrugnął do mnie okiem.
- Ginn….- Wyszeptał Blaise. Zdziwiona odwróciłam się w jego stronę. Zawsze nazywał mnie Rudą, bądź Rudzielcem. Chwyciłam go za rękę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Zostawię was samych.- Powiedział Snape patrząc na mnie z porozumiewawczym uśmiechem i wyszedł z pokoju.
- Wszystko dobrze? Jak się czujesz?- Spytałam Zabbini’ego.
- Teraz już dobrze.- Odparł i wymownie zerknął na nasze splecione dłonie. Speszona chciałam zabrać rękę lecz chłopak mi na to nie pozwolił.
- Bo mi się pogorszy.- Uśmiechnął się.
- To jest groźba? Groźby są karalne.- Odparłam rozbawiona.
- A jak byś mnie ukarała?- Zapytał przekornie, siadając na łóżku.
- Masz leżeć!- Zaprotestowałam stanowczo i popchnęłam go na materac. Blaise chwycił mnie w pasie i wylądowałam rękami na jego klacie. Spojrzałam w jego oczy, on w moje. Mocniej zabiło mi serce. W brzuchu zatrzepotały motyle. Jeszcze nigdy, w obecności żadnego chłopaka tak się nie czułam.
Jeszcze nigdy, w obecności żadnego chłopaka tak się nie czułam. Nasze usta były coraz bliżej siebie.
Nagle ktoś otworzył drzwi i szybko je zamknął. To na tyle wytrąciło nas z równowagi, że zaczęliśmy się śmiać jak porąbani. Kiedy się uspokoiłam położyłam głowę na torsie Blaise’a. Chłopak objął mnie w talii. Słyszałam przyspieszony rytm jego serca. Bum-bum bum-bum.
- Blaise, dziękuję, że osłoniłeś mnie przed cruciatusem.- Wyszeptałam.
- Za to należy mi się chyba jakaś nagroda.- Odparł z uśmiechem. Odpowiedziałam mu tym samym i dałam buziaka w policzek.
- Ejj, tylko tyle?- Zapytał z zawiedzioną miną. Zaśmiałam się i odparłam:
- Na więcej musisz sobie zasłużyć, słońce.- Potem mrugnąwszy okiem wyszłam z pokoju.
Od razu poleciałam do Miony.
- Musimy pogadać.- Tyle wystarczyło. Natychmiast zeszła z kompa i poszła wysłuchiwać mojego ględzenia.

Hermiona
-Musimy pogadać.- Powiedziała Ruda. Wystarczył mi jeden rzut oka na jej minę i wiedziałam, że to coś ważnego. Napisałam tylko do Expecto na rm* "nagły przypadek, przyjaciółka" i wyłączyłam laptopa. Jeden ruch różdżką i już mogłyśmy rozmawiać bez obaw, że ktoś nas podsłucha.
- Bo widzisz... Dzisiaj jak wróciłam z Blaisem...- Ruda opowiedziała mi calutką historię.
Kiedy to usłyszałam zdołałam wykrztusić tylko cztery słowa:
- O kurde! Ale wpadłaś!
_________________________________________________________
rm- portal   www.realme.wiz; Coś jak u nas gg :) 
 wiz- zamiast com. Od wizzard :D

__________________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podobało :)
Rozdział dodany tylko dzięki prośbom Carmen, Viki i Finite.
Za jakiś czas wrzucę drzewko genealogiczne żeby każdy mógł się połapać :)
buziaczki,
Wasza Bujająca W Obłokach Drowned :*


P.S.  Finite, pogadamy we wtorek jak będzie już po spotkaniu :p

niedziela, 4 sierpnia 2013

Sowa IV

Hej, wszystkim :D
Dzisiaj, kończąc pisać rozdział 6, uznałam, że na razie nie będę go dodawać. Nie ma to sensu. Większości z Was i tak nie ma, więc nikt tego nie czyta.
Tak poza tym, nie komentujecie... A to nie jest fajne....
W każdym razie nowy rozdział będzie jakoś na przełomie sierpnia i września.
Korzystajcie z tego niecałego miesiąca wakacji jaki nam jeszcze został.
Buźka,
Wasza Drowned in love :*

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 5- "Dwie wiadomości"

“Et in sole maculae”- I na słońcu są plamy. (Nie mylić z palmami ;p)
Niedługo potem na wszystkie legowiska zostało znalezione miejsce i mama poszła do grona starszej młodzieży. My znaleźliśmy troszkę wolnego miejsca, usiedliśmy w piątkę z napojami i przekąskami, aby porozmawiać.

Pierwszy rozdział betowany przez Kaję. Dedyk dla Niej :*

-BUUUUUUUUUUU!- Wybraniec wpadł na pewien genialny, w jego mniemaniu, pomysł.
-AAAAAAAAAAAAA!!!- Harry’emu udało się skutecznie przestraszyć przyjaciół.
Wtem drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich Victor Potter.
- Mam dla was dwie wiadomości…- Zaczął z marszu.
- Najpierw ta zła.- Przerwała mu Pansy, szczerząc się od ucha do ucha.
- Trzeba szybko uratować Snape’a.- Oznajmił mężczyzna.
- Ech…- Dało się słyszeć zbiorowe, zrezygnowane westchnienie.
Victor zaśmiał się krótko. Wiedział, że nikt z piątki obecnej w pokoju Hermiony nie przepada zbytnio za nauczycielem eliksirów. Był jednak pewien, że dadzą z siebie wszystko by go uratować. Jego rozmyślania przerwała Panna-Jeszcze-Granger:
- A co z tą drugą wiadomością… tato?- Spytała, z lekkim wahaniem wypowiadając ostatnie słowo.
Victor Potter wzruszony przygarnął córkę do siebie i odparł:
- Za trzy dni jedziecie na obóz. Wszyscy. Ginny, rozmawiałem już z twoim tatą, zgodził się. Blaise, twoja mama także. Harry… twoje wujostwo miało pewne zastrzeżenia, ale siła perswazji robi swoje.- Wyszczerzył się porozumiewawczo do bratanka. -Ten odpowiedział szerokim uśmiechem, patrząc na niego rozbawiony.
- Ok, teraz chodźcie wszyscy, trzeba obmyślić plan uratowania Snape’a. Jestem przekonany, że jak go poznacie bliżej, to go polubicie.- Wyraził swoje zdanie pan Potter. Czwórka młodych ludzi popatrzyła na niego z niedowierzaniem, a Blaise z uśmiechem.  – Zejdźmy na dół.
W salonie zastali panią Potter, państwo Granger, państwo Parkinson, panią Zabbini i pana Weasley’a siedzących na magicznie powiększonej kanapie. Hermiona wyczarowała drugą z podobnymi właściwościami i ustawiła naprzeciwko.
Kiedy wszyscy wygodnie usiedli, zabrał głos Arthur Weasley. Wytłumaczył, że zna sytuację i przez lata był szpiegiem w domu Molly. Poinformował również Ginny, że rozwodzi się z jej matką. Dziewczyna nie była tym ani trochę zmartwiona, gdyż kobieta, która ją urodziła od lat nie okazała córce ani odrobiny ciepła.
Kiedy już pewne sprawy zostały wyjaśnione, Harry przeszedł sprawnie do tematu Akcji Ratunkowej... no nie do końca.
- Przypuszczam, że Beatrice zabrała Snape’a do swojego domu. Tam jest taka komnata o jakiej mówił Nietope… yyy… to znaczy profesor. Ja byłem z nią tylko dlatego, że zabrała mi okulary, a ja nie chciałem bić dziewczyny. - Rozpłakał się nagle.
Pansy, Ginny, Blaise i wszyscy dorośli z głupieli, natomiast Hermiona wybuchnęła śmiechem. Gdybyście w tamtej chwili weszły do salonu Granger’ów ujrzałybyście zapłakanego Wybrańca, Hermionę turlającą się po ziemi ze śmiechu oraz jedenaście osób zastygłych w dziwnych pozach ze zdumionym wzrokiem, którym wodzili od jednego do drugiego.
Miona uspokoiła się po pewnym czasie (w czym nie pomogły jej miny znajomych). Harry wciąż płakał, jednak wszyscy zwrócili wzrok ku dziewczynie. Ta jeszcze lekko chichocząc zaczęła opowiadać w czym rzecz.
- Gdybyście widzieli swoje miny…- Znów zaczęła się śmiać. Po chwili dołączył do niej również Złoty Chłopiec. Teraz już nikt poza nimi nie wiedział co się działo.
- Już wyjaśniam.- Obiecał chłopak- Parę lat temu ćwiczyliśmy z Mioną płakanie na zawołanie. I teraz ja zastosowałem umiejętności, które wtedy nabyłem. Ostatnim razem przydało się to Herm, kiedy uciekała śmierciożercom. – Opowiedział, ze śmiechem wspominając nie tak daleką przeszłość. – Trzeba było ją wtedy widzieć. W jednej chwili miota avadami, a za moment jest malutką, płaczącą dziewczynką.  Jakbyście obserwowali zmianę to po prostu nie wytrzymalibyście ze śmiechu. Plus mina Nott’a. Stał zdezorientowany przez dobre pięć sekund, a Mionka w tym czasie rzuciła w niego Drętwotą i uciekła.
„O czym wy do cholery pieprzycie?!”- Miałam ochotę krzyknąć. Mieliśmy ratować Snape’a, a Złoty Chłopiec wraz z moją siostrą urządzili sobie wieczór wspomnień. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Potter odwleka poważną rozmowę,  licząc na nagłe olśnienie. Nie miał pojęcia, że ja mam całkiem niezły plan.
- Ekchem…- Odchrząknęłam nieśmiało.- A’propos śmierciożerców. Myślicie, że Beatrice może być jedną z nich?- Spytałam. Hermiona  popatrzyła na mnie jakby była pewna, że zadam takie pytanie.  Reszcie prawdopodobnie nawet nie przyszłoby do głowy.
- Proponuję, aby iść do domu Beatrice używając zaklęcia Kameleona. Tam się rozdzielimy. Ja, Potter, Herm, Blaise i Ginny pójdziemy uratować Sanpe’a, a tata, pan Weasley, mój drugi tata i drugi tata Herm złapią Kyer. - Powiedziałam dając równocześnie Potter’owi subtelny znak pod stołem w postaci kopnięcia.
- Ała!- Krzyknął, lecz pod wpływem mojego wzroku natychmiast zamilkł. Na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na Wybrańca, gdyż byli zajęci dopracowywaniem szczegółów mojego planu. Kiedy już wszystko było mniej więcej ustalone uznałam, że nadszedł czas na zajęcia w podgrupach.
- Co wy na to, żeby się teraz trochę przespać i wyruszyć rano? Podróż zajmie nam około siedmiu godzin, wystarczy jeśli wyruszymy o trzynastej.
- Uważam, że to świetny pomysł, Pansy. - stwierdziła moja nowa mama i zaraz ruszyła do dotychczasowego pokoju Herm, by wyczarować łóżka dla całego naszego towarzystwa. Po chwili gromadnie ruszyliśmy za nią.

- Potter, sorki, że Cię tak mocno kopnęłam, ale nie chciałam, żebyś coś zaczął gadać.- Zaczęłam. - Wiem, że wolałbyś złapać swoją byłą. Mi też nie uśmiecha się ratowanie Snape’a. Dlatego korzystając z faktu, że to Ty byłeś w domu Beatrice, a nie oni, dorosłych skierujemy w kierunku celi Snape’a, a sami pójdziemy do tej… dziewczynki.- Zakończyłam szczerząc się. Wszyscy zgodnie uznali,  że to dobry pomysł. Późniejsze wspomnienia przysłoniło nam kilka butelek Ognistej i wina.

_________________________________________________________________
Najpierw komentarz Kajki do tekstu ("będzie taka sławna") ;p
"Ok, rozdział poprawiony :)
dodałam kilka przecinków, z ortografią na 90 % wszystko gra... co ja to jeszcze... aha!
w kilku miejscach styl był odrobinę... niedopracowany.
poprawiłam w jednym momencie dość znacznie, bo zamiast
"Ten odpowiedział mu rozbawionym spojrzeniem i szerokim uśmiechem" (albo bardzo podobnie) napisałam "Ten odpowiedział mu szerokim uśmiechem, patrząc na niego z rozbawieniem". mam nadzieję, że jest ok :)
jeszcze zamiast 'pojmać' dałam 'złapać' - nikt nie używa takich słów w zwykłej rozmowie...
w ten sam sposób zmieniłam 'uznała' na 'stwierdziła', żeby tekst nabrał lekkości :)
a tak w ogóle to było naprawdę niewiele błędów, raz brakowało "ę" i dwa razy przecinka, poza tym tylko styl :P"

No i jak tu jej nie lubić?! 
Rozdział pisałam na telefonie, siedząc na drzewie czereśniowym, kiedy słońce skutecznie utrudniało mi widoczność odbijając się od wyświetlacza. Mam nadzieję, że się spodoba. W następnej notce Akcja Ratunkowa i... coś jeszcze :D
buziaki,
Wasza Drown :*

niedziela, 21 lipca 2013

Miniaturka urodzinowo- imieninowa dla Finite.

Dla Finite, bo miała urodziny i imieniny.
Dziękuję za te szczere opinie co do zakończenia (zmienianego 10 razy). Mam nadzieję, że ostatecznie Ci się spodoba :)

Happy b-day to u,

Happy b-day to u,
Happy b-day dear Finite,
Happy b-day to u!

Życzę Ci życia nie tyle wolnego od trosk, co żebyś te troski i trudy przyjmowała z radosnym oczekiwaniem na nowy dzień. Mam nadzieję, że umierając (ten optymizm) będziesz mogła powiedzieć "Miałam fajne życie i dobrze go przeżyłam."



Było ciemno. Ciemno jakby ktoś nagle wziął kawałek świata o powierzchni 59 km² i schował do czarnego pomieszczenia bez okien i świateł. Nawet najstarsi z najstarszych żyjących ludzi nie widzieli jeszcze takiej głębokiej i intensywnej czerni.
Male dzieci grały na komputerach w porywające strzelanki nawet nie zauważając co się dzieje. Młodzież spoglądała na komórki, tablety czy laptopy, potem z niedowierzaniem wpatrywali się w niebo i po chwili znów w godzinę, bowiem każde urządzenie wskazywało 13:15. Większość osób nie była pewna czy wierzyć tej nieciekawej naturze, czy swoim bogom, w końcu jednak pogrążali się z powrotem w elektronicznym świecie dochodząc do wniosku, ze tej dziwnej przyrodzie cos musiało się pomieszać.
Staruszkowie jak gdyby nigdy nic oglądali "Modę na sukces" leżąc na kanapach.
Przechodząc pod blokami i domami można było dostrzec tylko niebieskawa poświatę wydobywającą się z każdego okna. Wszystko byłoby w miarę normalne- ot taka zwykła chwila w Beaut- gdyby nie to, że nagle, w środku dnia zrobiło się ciemniej niż w najciemniejszą noc.
Pewna dziewczyna wyruszyła na poszukiwania jakiegokolwiek znaku, ze ktoś będzie podziwiał piękną a zarazem przerażającą burze, która już niedługo będzie pluć piorunami, błyskawicami i deszczem próbując sprowokować budynki, by się poddały, położyły i w mroku przeżyły ostatnie chwile swego żywota.
W jednym mieszkaniu można było zobaczyć otwarte okno. Na jego widok w szatynce idącej ulicą obudziła się nadzieja.
~Może jeszcze nie jest za późno. Może ci ludzie podświadomie chcą poczuć trochę przyrody~ pomyślała. Chwile później rozległ się głośny huk. Z mieszkania dało się słyszeć glos:
-Stefan, zamknij okno! Ta burza którą puścili w Nature Tv zagłusza mi mój ukochany serial "N jak nowocześni, t jak na topie"!- po czym trzaśnięcie, cichutkie dzwonienie szyby i dźwięk przekręcanej klamki rozsypały w proch ostatni promyk nadziei u Hermiony Granger, gdyż to właśnie ona stała na ulicy. Młoda, piękna, zazwyczaj patrząca na świat przez różowe okulary dziewczyna smętnie powlokła się w kierunku lasu. Na jej brązowe włosy spadły dwie pierwsze, ciężkie krople deszczu. 
W tym samym czasie wysoki chłopak w czarnej pelerynie wyskoczył oknem wielkiego zamku i szybko udał się ku gąszczu drzew, które zdawały się szeptać słowa zachęty, by w ich objęciach ukrył się przed okrutnym zcyberyzowanym światem. Blondyn zrobił to z wielką chęcią, nie zważając na szalejąca burzę. Kiedy  dotarł do swojej ulubionej polanki zatrzymał się i stanął jak wryty z osłupieniem wpatrując się w postać tańcząca w deszczu w zwiewnej, żółtej sukience. Po chwili wpadł na genialny, w jego mniemaniu, pomysł. Tanecznym krokiem ruszył w stronę dziewczyny, która zauważyła go i działając spontanicznie zaczęła z gracją biec w jego stronę. Odczytując jej zamiary, arystokrata ustawił się odpowiednio i 3 sekundy później kobieta znajdowała się nad jego głową. Kiedy ją postawił zaczęli taniec pełen namiętności. Ona- wabiła, kusiła i hipnotyzowała go z swoimi ruchami, ciałem do którego przylepiła się jej kusa sukienka i spojrzeniem orzechowych oczu. On- oczarowywał ja swym męskim, umięśnionym ciałem, które było widać przez mokre ubrania, a także spojrzeniem stalowo-niebieskich oczu, zazwyczaj pełnych obojętności, lecz teraz płonących pożądaniem i namiętnością. W ich kącikach widoczne było również uwielbienie i zachwyt.
Kiedy skończyła się melodia płynąca w ich głowach, stali bardzo długo w bezruchu wpatrując się sobie w oczy.
W pewnej chwili dziewczyna odskoczyła z krzykiem.
- Malfoy! Co Ty robisz!? Ubrudzisz się szlamem!
- Hermiono... Ja... Nie miałem okazji Cię przeprosić... Więc... przepraszam. Jest mi cholernie przykro, że zachowywałem się jak pacan przez ostatnie sześć lat. Zmieniłem się. W siódmej klasie ani razu nie nazwałem Cię... sz... No wiesz... - to słowo nie mogło mu przejść przez gardło.- Wiem, że na to nie zasłużyłem, ale postaw się, proszę w mojej sytuacji. Chciałem przypodobać się ojcu. Byłem idiotą i ostatnim debilem, że nie zauważałem jak okrutny jestem.- kiedy mówił podchodził coraz bliżej dziewczyny.
- Malfoy, przepłakałam przez Ciebie nie jedną noc. Mimo iż często nazywałeś mnie szlamą to wcale nie bolało mniej.
- Wiem, że Cię raniłem, ale zmieniłem się. Walczyłem po właściwej stronie. Nawet nie przypuszczasz jak bardzo cierpiałem kiedy Bellatrix robiła Ci tą bliznę- wskazał na jej dłoń.
- Tylko ciekawe czemu nic nie zrobiłeś!
~ Rzuciłem się na tą dziw…ną kobietę i wytrąciłem jej z ręki różdżkę. Mój nienormalny ojciec dokończył jej robotę, a Bellatrix rzucała we mnie crutiatusami i sectusemprą na zmianę przez następne 3 godziny~ powiedział to w swoim umyśle, jednak Hermiona wychwyciła jego myśl.
- Ja... Nie wiedzialam... Ja myślałam...
- że jestem taki jak oni:  kocham Voldzia i uwielbiam sprawiać ból, wiem.
- myślałam, że dostałeś mojego patronusa.- Skończyła nie zwracając uwagi na to co powiedział.
- Jakiego patronusa? U mnie w domu każdą wiadomość najpierw odsłuchuje ojciec.
- O cholera!- wykrzyknęła przyszła nauczycielka starożytnych run i przywołała piękną panterę.
- Ostatnia wiadomość do Malfoya- powiedziała.
- Dziękuję, że pozwoliłeś mi uciec. Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt mocno ranny. Jeśli chcesz możemy Cię stamtąd wydostać, daj tylko znak czy chcesz. Mam nadzieję, że uda nam się w końcu pogodzić. Hermiona Granger.- z paszczy świetlistego kota wydobywał się głos szatynki.
Draco Malfoy przez chwilę stał nie mogąc wykrztusić ani słowa. W jego oczach można było zobaczyć smutek, radość z tego powodu, że chcieli go uratować i szczerą nienawiść do ojca.
~ Muszę jej to w końcu powiedzieć. Mimo, że nie mam szans u tak zajebistej dziewczyny, muszę spróbować.~ Tym razem Draco nie wiedział, że Granger wychwyciła jego myśli.
- Hermiono ja Cię kocham. W tym roku bałem się do Ciebie podejść, bo byłem pewien, że po wojnie nienawidzisz mnie jeszcze bardziej. Pragnę Cię od piątej klasy...- nie dane mu było skończyć, bowiem panna Granger szepnęła:
- Ja też Cię kocham, Draco.-i zachłannie wpiła się w usta blondyna. Ten z początku zaskoczony, już po chwili objął ja w talii i pogłębił pocałunek. Chwilę później ich języki spotkały się i zaczęły pełen uczucia szalony taniec. Kiedy brakło im tchu oderwali się od siebie. Dysząc stali i patrzyli sobie głęboko w oczy.
- Hermiona...- Zaczął arystokrata.
- Ćśś, Malfoy. Powiedz mi skąd się tu wziąłeś.- poprosiła, czule przeciągając głoski w wyrazie "Malfoy”
-Jestem na pseudo wakacjach.- odpowiedział z goryczą w glosie.
- Do kiedy tu zostajesz?
- Wracamy tydzień przed początkiem roku szkolnego. Będę uczył w Hogwarcie.
- Świetnie! To tak jak ja!- ucieszyła się Hermiona.- Słuchaj… Przez ten czas możemy się lepiej poznać. Jak będziemy razem pracować zaskoczymy wszystkich, że nie skaczemy już sobie do gardeł. Co ty na to?
- Dla Ciebie wszystko, Granger.- Odparł Draco ciepłym głosem i pocałował ją namiętnie. Resztę nocy spędzili na podziwianiu burzy i szczerej rozmowie co jakiś czas przerywanej pełnymi ognia pocałunkami.
*Miesiąc pełen codziennych spotkań i wzajemnego poznawania się później*
- Witaj słońce, stęskniłem się- Powiedział blondyn czule całując piękną blondynkę. Wróć… Jak to blondynkę?! Ano po prostu, parę machnięć różdżką i nasza Miona jest śliczną blondyneczką.
- Hej, Draco. Widzieliśmy się wczoraj a już nie mogłam bez ciebie wytrzymać.- Odparła wyżej wspomniana z szerokim uśmiechem na twarzy.
- To jak, gotowa?- Spytał Malfoy.
- Jasne, chociaż chyba powinnam się bać.- Stwierdziła szczerząc się i wystawiając język.
- Osz ty…- Wysyczał w odpowiedzi, również się uśmiechając.- Gdyby nie gonił nas czas już wiłabyś się w męczarniach spowodowanych przez łaskotki i błagałabyś mnie o litość.- Odpowiedział Malfoyowskim tonem, po czym zaśmiał się w głos.
~ Jak przyjemnie jest słyszeć jego szczery śmiech~ Pomyślała Hermiona i zawtórowała arystokracie.
- Zamknij oczy, skarbie.- Poprosił Draco. Panna Granger uwielbiała niespodzianki, więc wykonała polecenie. Blondyn zawiązał jej oczy lazurową chustką idealnie pasującą do sukienki w tym samym kolorze, którą Herm miała na sobie. Do tego założyła beżowe szpilki i torebkę, bowiem chłopak powiedział, że zabiera ją na kolację.
Kiedy wszystko było gotowe, Malfoy pocałował dziewczynę i teleportował ich oboje nie przerywając pocałunku. Dopiero po chwili wypuścił ją z objęć, by mogła przyjrzeć się uliczce na której się znaleźli. Hemiona otworzyła szerzej oczy i zapytała mężczyznę skąd zna to miejsce.
-  Często przyjeżdżałem do Paryża z Blaisem, kiedy nie mieliśmy już sił przebywać w naszych domach. Zawsze zatrzymywaliśmy się w tamtym domu.- Wskazał jej przytulną kamienicę. Na to Hermiona opowiedziała jak kiedyś przyleciała do cioci, zgubiła się szukając drogi i trafiła właśnie na tamtą uliczkę. Ta urzekła ją swym pięknem, więc- wtedy jeszcze jako uczennica Hogwartu- rozłożyła sztalugi na środku ulicy i przeniosła przepiękny widok na płótno. 

- Mogłabyś przywołać tutaj ten obraz?- Poprosił Draco zafascynowany tym, że dowiedział się czegoś nowego o swojej dziewczynie i równocześnie podekscytowany tym, co miało nastąpić trochę później. Hermiona zgodziła się.
Accio la Friterie painting- Zawołała i już po chwili przed nimi, na sztalugach stało dzieło panny Granger. Kiedy Draco je zobaczył zaczął zachowywać się jak wariat. Zaczęło padać, a on złapał Herm za rękę i ustawił na środku uliczki. Potem klęknął przed nią na jednym kolanie, wyjął aksamitne pudełeczko i powiedział oficjalnym tonem, przez który przebijały się nutki zdenerwowania:
- Hermiono Jeane Granger, kocham Cię, pragnę abyś uczyniła mi ten zaszczyt i została moją żoną.
- Draconie Malfoyu jesteś świetnym chłopakiem, ale zaręczyny- niespodzianka w deszczu to już przesada. Przez Ciebie będę musiała zawstydzić wszystkie moje koleżanki kiedy będą mi odpowiadały o swoich super zaręczynach, bowiem moje są zajebiste. Tak, zostanę Hermioną Jeane Malfoy! Ko…- Nie dokończyła bowiem Draco w euforii porwał ją w ramiona i złożył na jej cudownych ustach namiętny pocałunek, który zapamięta już na zawsze. Wtedy na obrazie poczęły pojawiać się ich podobizny, dokładnie na środku skrzyżowania.
Nie minęło dużo czasu kiedy znalazł ich Lucjusz Malfoy. Brutalnie odciągnął Draco od Hermiony krzycząc:
- NIGDY WIĘCEJ NIE CHCĘ CIĘ WIDZIEĆ Z TĄ SZLAMĄ!
- Ojcze, Hermiona właśnie zgodziła się zostać moją żoną - odparł spokojnie Malfoy junior. Na te słowa Lucjusz wpadając w szał wycelował różdżką w Hermionę.
Avada kedavra- krzyknął.
Kobieta upadła na ziemię, blondyn podbiegł do jej drobnego ciała. Nie żyła… Zwrócił wzrok na drugiego mężczyznę, stojącego obok. W jego oczach była tylko nienawiść. Podniósł się, potknął i upadł. Leżał na plecach, jego ciało pieściły strumienie deszczu delikatne niczym usta byłej gryfonki. Widział jak ojciec się nad nim pochyla, sprawdza puls, krzyczy coś i w końcu teleportuje obu do siedziby śmierciożerców. Tam magomedycy  nie mogli wymyślić co mu się stało. Mieli milion pięćset, sto dziewięćset różnych pomysłów, lecz żaden z nich nie wpadł na to, że Dracon cierpi z bólu i tęsknoty. Ledwo zyskał pewność, że Hermiona go kocha, jego własny ojciec ja zabił. ZABIŁ! Nie ruszał się. Nie miał ochoty. Nie odzywał się do nikogo. Jadł i pił tylko kiedy był sam w pokoju.


Od zabójstwa Hermiony minął rok. Podczas spotkania śmierciożerców w salonie rodziny Malfoy’ów, Draco wstał i udał się na dół. Spojrzał na ojca oczami pełnymi bólu i cierpienia, uniósł różdżkę, którą w ostatniej chwili skierował w swoją pierś.
-Avada kedavra