sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 6 "Raz, dwa, trzy, dzisiaj czymś oberwiesz Ty"

Viki, postanowiłam od tej pory wyraźnie zaznaczać z czyjego punktu widzenia piszę :)

Notkę dedykuję pewnej osobie, która o tym nie wie <3
No i oczywiście  Viki, Carmen i Finite <33

Hermiona:
Rano obudziliśmy się z tępym, pulsującym bólem głowy i niczym nie dającym się zaspokoić pragnieniem. Kiedy poświęciłyśmy się z Rudą i zeszłyśmy na dół po wodę dla wszystkich, rodzice spoglądali na nas wymieniając porozumiewawcze uśmiechy. Zapewne pamiętali jeszcze jak sami budzili się z okropnym kacem.

Trochę za późno uświadomiłam sobie, że picie przed akcją nie było dobrym pomysłem. Udałyśmy się z Ginny do pokoju, gdzie konała reszta paczki. Zaraz za nami przydreptała moja mama i wręczyła nam 5 fiolek wypełnionych zielonkawym płynem. Od razy rozpoznałam jaki to eliksir, więc z wdzięcznością pocałowałam ją w policzek i przekroczyłam próg mojego ukochanego pokoiku. Pamiętając wydarzenia wczorajszej nocy, a właściwie dzisiejszego ranka, uznałam, że nie jest źle. Tylko dwie lampy były rozbite, a Blaise i Harry spali w naszych, dość obcisłych, ubraniach.

Równocześnie z Rudą otworzyłyśmy fiolki. Do naszych uszu dotarł luby dźwięk wyciąganego korka. Natychmiast wypiłyśmy zawartość naczyń. Przez chwilę nie poczułam żadnej różnicy, jednak wiedząc z doświadczenia poczekałam chwilę, aż eliksir na kaca -on bowiem znajdował się w fiolkach- zacznie działać. Rzeczywiście, moment później przestała mnie boleć głowa, męczyć pragnienie, a także tolerowałam wszystkie głośniejsze dźwięki.
Zauważyłam, że Ruda też już się dobrze czuje. Na migi pokazałam jej, żebyśmy obudziły resztę ekipy.
Wyjęłyśmy różdżki i krzyknęłyśmy zaklęcie.
-Aquamenti!- Z magicznych patyków trysnęły trzy strumienie wody trafiając prosto w twarze naszych przyjaciół. Blaise i Harry natychmiast poderwali się z łóżek by sekundę później opaść na nie spowrotem z jękiem bólu. Rzuciłyśmy im po fiolce eliksiru, za co podziękowali nam uśmiechami.. Naszą uwagę od chłopaków odwróciła Pansy, która usiadła na łóżku, rozłożyła ramiona i wydarła się na cały głos.
-Kocham Was! Herm, Harry, Blaise, Ginny! Jesteście zajebiści, kochani!- Słysząc to wybuchnęłam śmiechem (nie byłam w tym osamotniona) i napoiłam siostrę eliksirem.


Kiedy już wszyscy otrzeźwieliśmy, ogarnęliśmy się i zjedliśmy śniadanie, powtórzyliśmy plan ustalony poprzedniej nocy.
Gotowi zeszliśmy na dół. W salonie czekali na nas dorośli.
-Teleportujemy się grupami!- Zarządził tato Ginn. Wszyscy, bez słowa ustawiliśmy się w trzech kołach- mamy, tatuśkowie i my.
Po chwili złapaliśmy się za ręce. Po mojej lewej był Harry, potem Pansy, Blaise i Ruda. Ta ostatnia dwójka lekko się zarumieniła kiedy zetknęły się ich dłonie, lecz nikt poza mną tego nie zauważył. Nawet sami bezpośrednio zainteresowani.
Mój tata przypomniał wszystkim plan akcji i już po chwili każda z grup teleportowała się na Cendric Cross.


Wiem  jestem wredna, ze przerywam, ale lubię trzymać ludzi w napięciu ^^
No już, już. Nie rzucajcie we mnie avadami,  czytajcie dalej :)


Blaise
Naszym oczom ukazało się mroczne zamczysko. Z daleka przypominało Malfoy Manor za czasów Voldemorta. Zauważyłem, że Potter z iście ślizgońskim uśmiechem zerknął w stronę Miony, ta zaś odpowiedziała mu taką samą miną. Obserwowałem ich poczynania z podniesioną jedną brwią. Herm to dostrzegła i wyszczerzyła się w moją stronę.
-Ładne wężyki nam się rozwijają w tej paszczy lwa.- Przemknęło mi przez myśl. Pokręciłem głową z udawaną przyganą, po czym odwróciłem się w stronę Ginn. Pokazałem jej moje uzębienie dodając otuchy na co odpowiedziała mi niepewnym uśmiechem.


Zdziwiony podszedłem do niej.
- Co się stało, Rudzielcze?- Zapytałem.
- Trochę się stresuje.- Wyznała.- Mam przeczucie, że dziś stanie się coś więcej niż nasza akcja.- Odparła patrząc na mnie z obawą, że ją wyśmieję.
- Ty też?- Byłem zaskoczony.- Od rana... yyy... to znaczy od wytrzeźwienia czuję się jakbym miał tremę i wiem, że to nie w związku z akcją. Tylko nie mam pojęcia z jakiego powodu.- Otworzyłem się przed dziewczyną.
- Dokładnie! Mam to samo. Ech... Dobra, teraz trzeba się skupić na akcji. Co ma być to będzie.- Zebrała się w sobie. Popatrzyłem głęboko w jej śliczne, zielone oczy i uśmiechnąłem się nieśmiało. Ginn odpowiedziała mi pięknym, pociągającym uśmiechem.
Nagle, usłyszeliśmy głos Miony.
- Gołąbeczki, chodźcie już.- szepnęła śmiejąc się po cichu. Byliśmy jej oboje z Ginny wdzięczni za dyskrecję.
Wszystkie mamy zostały na zewnątrz, wokół domu, zaś my z ich mężami weszliśmy do środka.

Potter bez słowa pokazał dorosłym korytarz po prawej, potem odwrócił się do nas i z łobuzerskim uśmiechem wskazał nam drogę w lewo. Podążyliśmy w tamtą stronę. 
Korytarz, po którym się przemieszczaliśmy ciągnął się daleko wgłąb domu, lecz Wybraniec szedł pewnym i zdecydowanym krokiem.
Po około dwudziestu minutach szybkiego marszu z prawej strony korytarza zaczęły pojawiać się drzwi. W pewnej chwili Potter przystanął przed -nie, to nie dzieje się na prawdę- różowymi drzwiami...


Złoty Chłopiec wyciągnął różdżkę. Wszyscy natychmiast zrobiliśmy to samo. Okazało się, że w niebezpiecznych sytuacjach rozumiemy się instynktownie i stanowimy dobrą ekipę. Podziwiałem Potter’a za to, że odważył się dotknąć tych cukierkowo różowych drzwi. Mnie mdliło od samego ich widoku. W każdym razie pokój został otwarty i weszliśmy do środka. Kiedy przekroczyłem próg myślałem, że zwrócę wszystko co zjadłem tego dnia. Wszystkie ściany były w kolorze drzwi, tylko bardziej… brrr. Z sufitu zwieszały się tęczowe kucyki i jednorożce. Fototapeta na jednej ze ścian przedstawiała różowe konie. Wszystkie się ruszały, biegły i… ble… nie mogłem na to patrzeć.
Przy różowym biureczku, na różowym krzesełku, rysując różową kredką na (uwaga!) białej kartce siedziała dziewczyna w czarnym płaszczu. Jej postać tak komicznie kontrastowała z pomieszczeniem, że gdybym nie musiał opanowywać odruchów wymiotnych, wybuchnąłbym śmiechem.
Beatrice, gdy tylko nas zobaczyła zerwała się z krzesełka. Prawie natychmiast została obezwładniona przez Pansy. Niestety nikt poza mną nie zauważył, że zdążyła rzucić jedno zaklęcie, celując w Ginn. Nie wiele myśląc skoczyłem, osłaniając dziewczynę.
Poczułem ból przenikający całą moją osobę. Ujrzałem tylko urocze, zielone oczy pewnej rudowłosej istoty i osunąłem się w czarną przepaść.

Ginny
Kiedy zobaczyłam upadającego Blaise’a z przerażeniem wlepiałam wzrok w jego gasnące, brązowe oczy. Zdawałam sobie sprawę, że to przeze mnie, że chciał mnie osłonić przed zaklęciem.
Rzuciłam się na kolana i próbowała ocucić mulata. Bez skutku. Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Podniosłam głowę i ujrzałam, że Beatrice patrzy na mnie z wrednym uśmieszkiem. Natychmiast zapragnęłam zetrzeć go z jej twarzy. Najlepiej papierem ściernym.
-Nikt nie będzie bezkarnie rzucał klątwami z mojego Blaise’a!- Pomyślałam.- To znaczy… mojego przyjaciela Blaise’a.- Poprawiłam się w myśli.
Wściekła ruszyłam w stronę Kyer. W ostatnim momencie powstrzymała mnie Miona.
- Ginny, weź Blaise’a do domu. Ja zajmę się naszym więźniem.- Poprosiła. Chcąc nie chcąc musiałam się zgodzić. Moja przyjaciółka miała rację. Zabbini był w tym momencie ważniejszy od zemsty na jakiejś psychopatce.
-Zawsze był i będzie ważniejszy.- Uświadomiłam sobie i poczułam, że na moje policzki wpływa rumieniec. Wmówiłam sobie, że to od gniewu i bez chwili zwłoki dopadłam Blaise’a.
Chwyciłam go za rękę i teleportowałam się do dotychczasowego domu Hermiony. Tam zastałam już Wszystkich mężczyzn, a razem z nimi profesora Sanpe’a.
- Blaise oberwał!- Krzyknęłam i na niewidzialnych noszach przeniosłam chłopaka do pokoju. Za mną podążył Snape z niezbędnymi eliksirami.
Nietoperz podawał Zabbini’emu środek przeciwbólowy, kiedy do pokoju wparowała reszta ekipy. Profesorek natychmiast, stanowczym tonem kazał im wyjść.
- On potrzebuje teraz chwili spokoju.- Wyjaśnił mi po chwili swoje zachowanie.- Gdybym ich wszystkich tu wpuścił zaczęliby hałasować i gadać. Puść na chwilę rękę Blaise’a.- Natychmiast zrobiłam o co poprosił. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że trzymam chłopaka za rękę.
- Panie profesorze, czy on wyzdrowieje?- Spytałam z obawą w głosie.
- Oczywiście. Tylko będziesz musiała trochę przy nim posiedzieć zanim odzyska przytomność.- Odparł Snape z miłym uśmiechem. Lekko zaskoczona, że Nietoperz potrafi się uśmiechać, odpowiedziałam mu tym samym. Ten, jakby czytając mi w myślach dodał jeszcze.- Teraz, kiedy już wszyscy wiedzą kim są nie muszę udawać wrednego, zrzędliwego Nietoperza. Przynajmniej poza lekcjami.- Mrugnął do mnie okiem.
- Ginn….- Wyszeptał Blaise. Zdziwiona odwróciłam się w jego stronę. Zawsze nazywał mnie Rudą, bądź Rudzielcem. Chwyciłam go za rękę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Zostawię was samych.- Powiedział Snape patrząc na mnie z porozumiewawczym uśmiechem i wyszedł z pokoju.
- Wszystko dobrze? Jak się czujesz?- Spytałam Zabbini’ego.
- Teraz już dobrze.- Odparł i wymownie zerknął na nasze splecione dłonie. Speszona chciałam zabrać rękę lecz chłopak mi na to nie pozwolił.
- Bo mi się pogorszy.- Uśmiechnął się.
- To jest groźba? Groźby są karalne.- Odparłam rozbawiona.
- A jak byś mnie ukarała?- Zapytał przekornie, siadając na łóżku.
- Masz leżeć!- Zaprotestowałam stanowczo i popchnęłam go na materac. Blaise chwycił mnie w pasie i wylądowałam rękami na jego klacie. Spojrzałam w jego oczy, on w moje. Mocniej zabiło mi serce. W brzuchu zatrzepotały motyle. Jeszcze nigdy, w obecności żadnego chłopaka tak się nie czułam.
Jeszcze nigdy, w obecności żadnego chłopaka tak się nie czułam. Nasze usta były coraz bliżej siebie.
Nagle ktoś otworzył drzwi i szybko je zamknął. To na tyle wytrąciło nas z równowagi, że zaczęliśmy się śmiać jak porąbani. Kiedy się uspokoiłam położyłam głowę na torsie Blaise’a. Chłopak objął mnie w talii. Słyszałam przyspieszony rytm jego serca. Bum-bum bum-bum.
- Blaise, dziękuję, że osłoniłeś mnie przed cruciatusem.- Wyszeptałam.
- Za to należy mi się chyba jakaś nagroda.- Odparł z uśmiechem. Odpowiedziałam mu tym samym i dałam buziaka w policzek.
- Ejj, tylko tyle?- Zapytał z zawiedzioną miną. Zaśmiałam się i odparłam:
- Na więcej musisz sobie zasłużyć, słońce.- Potem mrugnąwszy okiem wyszłam z pokoju.
Od razu poleciałam do Miony.
- Musimy pogadać.- Tyle wystarczyło. Natychmiast zeszła z kompa i poszła wysłuchiwać mojego ględzenia.

Hermiona
-Musimy pogadać.- Powiedziała Ruda. Wystarczył mi jeden rzut oka na jej minę i wiedziałam, że to coś ważnego. Napisałam tylko do Expecto na rm* "nagły przypadek, przyjaciółka" i wyłączyłam laptopa. Jeden ruch różdżką i już mogłyśmy rozmawiać bez obaw, że ktoś nas podsłucha.
- Bo widzisz... Dzisiaj jak wróciłam z Blaisem...- Ruda opowiedziała mi calutką historię.
Kiedy to usłyszałam zdołałam wykrztusić tylko cztery słowa:
- O kurde! Ale wpadłaś!
_________________________________________________________
rm- portal   www.realme.wiz; Coś jak u nas gg :) 
 wiz- zamiast com. Od wizzard :D

__________________________________________________________
Mam nadzieję, że Wam się podobało :)
Rozdział dodany tylko dzięki prośbom Carmen, Viki i Finite.
Za jakiś czas wrzucę drzewko genealogiczne żeby każdy mógł się połapać :)
buziaczki,
Wasza Bujająca W Obłokach Drowned :*


P.S.  Finite, pogadamy we wtorek jak będzie już po spotkaniu :p

niedziela, 4 sierpnia 2013

Sowa IV

Hej, wszystkim :D
Dzisiaj, kończąc pisać rozdział 6, uznałam, że na razie nie będę go dodawać. Nie ma to sensu. Większości z Was i tak nie ma, więc nikt tego nie czyta.
Tak poza tym, nie komentujecie... A to nie jest fajne....
W każdym razie nowy rozdział będzie jakoś na przełomie sierpnia i września.
Korzystajcie z tego niecałego miesiąca wakacji jaki nam jeszcze został.
Buźka,
Wasza Drowned in love :*